Spontaniczne wyjazdy zawsze wychodzą najlepiej:) We wtorek 26 lipca skrzyknęli się Wichurzanie i wczesnym rankiem, pociągiem wybrali się w Beskid Żywiecki, by z Węgierskiej Górki, Głównym Szlakiem Beskidzkim przejść spory kawał szlaku i zdobyć kilka szczytów dla pszczyńskiego Hospicjum.
Najgorszy zawsze jest ten odcinek trasy, który trzeba pokonać po asfalcie… jednak już po kilku kilometrach szlak skręcił w lewo by poprowadzić turystów już lasem i łąkami do pierwszego schroniska Słowianka. Tutaj dłuższy popas, gdyż zapasy ze śniadania zostały spalone i wypocone po drodze. Teraz zboczyli trochę z czerwonego szlaku, by zdobyć Romankę- jeden z piękniejszych szczytów Beskidu Żywieckiego. Widoków bynajmniej z niego uświadczyć nie można, za to rezerwat na zboczach góry sprawia, że Romanka przyciąga do siebie turystów w sposób magiczny.
Szybkim krokiem zmierzali Wichurzanie do schroniska na Rysiance, gdyż z daleka słychać było pierwsze wyładowania atmosferyczne, które dziwnym trafem bardzo szybko dotarły nad Przełęcz Pawlusią. Ulewa, która spowodowała wypływ nowych źródeł, stanowiła doskonała zabawę dla młodzieży. Jak w „Deszczowej piosence” młodzi ludzie bawili się tym, co innym sprawia ogromne problemy, ale jak to mówią: optymiści z każdej złej sytuacji potrafią uczynić doskonałą zabawę:)
W ulubionym schronisku na Rysiance trzeba było trochę podsuszyć niektóre części garderoby, ale kolejne burze i tak nie pozwalały na dalszą wędrówkę. Ciepła herbatka, pyszne domowe ciasto i krótka drzemka na ławach stołówki pozwoliły na regenerację sił i przejście reszty trasy- aż do Rajczy:)
Unoszące się mgły przepięknie wplatały się w górski krajobraz. Trudno jednak było suchą stopą a zwłaszcza butem dotrzeć do pociągu, gdyż płynące potoki stanowiły 90% szlaku.
W drodze powrotnej do Pszczyny zrodził się plan kolejnej wycieczki- z Wisły do Węgierskiej Górki ale o tym już następnym razem.
Kilka szczytów a także prawie 40 punktów udało się młodym turystom z Wichury zdobyć dla pszczyńskiego hospicjum:) Najważniejsza jednak była wspólna wędrówka i radość jaka jej towarzyszyła.
Z turystycznym pozdrowieniem
Joanna Rozmus-Cader