HIMALAJE 2019 z Wichurą.
„Porwaliśmy się na, zdobycie wielkich gór,
Herosi z dawnych lat służyli nam za wzór…”
Słowa piosenki Lady Pank towarzyszyły członkom wyprawy niemal każdego dnia (śpiewane przez Wichurę a nucone przez wszystkich;). Dokładnie 5 lat temu kiedy „Wichura” obchodziła swoje 10 urodziny, jeden z herosów- Krzysztof Wielicki był gościem honorowym imprezy. Wtedy też zrodził się pomysł wyjazdu w Himalaje. Pomimo, że zdecydowana większość gości podeszła do pomysłu bardzo sceptycznie i z niedowierzaniem- udało się. W swoje 15-lecie członkowie stowarzyszenia odśpiewali głośne „Sto lat” w bazie pod Everestem.
Organizacja wyprawy trwała niemalże rok. Począwszy od zabukowania biletów lotniczych, przez ustalenie dokładnego terminu i harmonogramu wyjazdu, przez poszukiwanie sponsorów dla uczniów i studentów oraz zakup potrzebnego ekwipunku.
Współorganizatorem i polskim przewodnikiem wyprawy była znana himalaistka, zdobywczyni tytułu „Śnieżnej Pantery”- Aleksandra Dzik. Już na miejscu w czasie wędrówki grupą opiekowało się również dwóch nepalskich przewodników- Rupak i Pratap. Trekking do bazy pod Mount Everestem i na Kallaptthar liczy ponad 140 kilometrów i trzeba pokonać 5000 metrów przewyższenia, do tego występuje duże zagrożenie chorobą wysokościową, stąd opieka doświadczonego przewodnika jest niezbędna.
Swoją wędrówkę rozpoczęli z Lukli, gdzie dolecieli małym kilkunastoosobowym samolocikiem spod Katmandu- stolicy Nepalu. Sam lot przyprawiał o zawrót głowy a lądowanie było próbą wytrzymałości nerwów dla każdego, gdyż lotnisko w Lukli zapisane jest jako najbardziej niebezpieczne na świecie. Po śniadaniu i ostatnich zakupach po lądowaniu grupa wyruszyła- niestety najpierw w dół 200 metrów a następnie w górę do pierwszego noclegu w Phagding.
Wszystkie noclegi po drodze usytuowane były w lodgach (rodzaj himalajskiego schroniska), w których temperatura oscylowała wokół tej panującej na zewnątrz. Jadalnia w każdej lodgy była codziennie przez kilka godzin ogrzewana za pomocą przysłowiowej „kozy” usytuowanej na środku sali. W pokojach niestety temperatura nie rozpieszczała- dochodziła nawet do kilku stopni na minusie, dlatego też służyły one jedynie do nocnego wypoczynku i to w bardzo ciepłych, puchowych śpiworach.
Od Namche Bazar do bazy pod Everestem i z powrotem wędrowcom towarzyszyła uważana za najpiękniejszą górę Himalajów- Ama Dablam (6812 m.). Widzieli ją spowitą w słońcu i we mgle, oświetloną promieniami wschodzącego i zachodzącego słońca a także otuloną morzem mgieł. Najbardziej obfotografowana przez Wichurzan na razie pozostała jedynie w sferze marzeń młodych himalaistów.
Uczestnicy wyjazdu otrzymywali codziennie 3 posiłki- śniadanie, lunch i kolację. Każdorazowo mogli sobie wybrać z bogatego menu danie, które im najbardziej odpowiadało. W ten sposób mogli pokosztować kuchni nepalskiej, której podstawowym składnikiem jak na Azję przystało jest ryż. Jednakże europejscy goście przybywający bardzo często w te strony „wzbogacili” lokalne menu w pizzę, hamburgery, frytki itp… Ze względu na niesione codziennie prawie 20-to kilogramowe plecaki oraz wysiłek związany z trekkingiem i wysokością dodatkowe kalorie w postaci energetycznych batonów i żelków były wskazane.
Każdego dnia Wichurzanie pokonywali ok 10-15 km i kilkaset metrów różnicy wzniesień. W dwóch miejscach mieli dodatkowe wyjścia aklimatyzacyjne- w Namche Bazar i w Dingboche- stąd wyszli i zdobyli swój pierwszy pięciotysięcznik na tej wyprawie- Nangar Tchang- 5073 m (szczyt ten osiągnęli wszyscy uczestnicy wyprawy). Im wyżej tym aklimatyzacja przebiegała gorzej, jednakże większych problemów ze zdrowiem nie miał nikt. Katar, kaszel i ból gardła ze względu na temperaturę zwłaszcza nocną, towarzyszyły wszystkim Wichurzanom. Termosy (15 sztuk) z gorącą herbatą, przygotowywaną na kuchence gazowej codziennie wieczorem były zbawieniem dla każdego.
Największym przeżyciem było dotarcie do Everest Base Camp. Zupełnie przypadkowo dojście do tego punktu zbiegło się dokładnie z 15 urodzinami Wichury. Tutaj uczestnicy wyprawy odśpiewali gromkie sto lat. Wędrówka wśród lodowych gór Khumbu robiła ogromne wrażenie na każdym. Z uwagi na ogromny serak zagrażający ewentualnym wspinaczom chcącym wyjść na Everest, baza była pusta… Oprócz turystów żadnych namiotów i himalaistów. W lodgy w Gorak Shep pod Everestem pszczyńska grupa zostawiła tablicę upamiętniającą I Pszczyńską Wyprawę „Himalaje 2019 z WICHURĄ” a także 15 urodziny Wichury, 30 rocznicę śmierci Jerzego Kukuczki oraz 100 rocznicę Wybuchu I Powstania Śląskiego.
Następnego dnia grupa wyruszyła na wschód słońca na KalaPatthar- 5643 m.- najwyższy szczyt zdobyty podczas całego trekkingu. Wysokość dała się we znaki i 2 osoby w ogóle nie wyruszyły z lodgy a 2 musiały zawrócić z drogi z powodu złego samopoczucia. Mała ilość tlenu na tych wysokościach spowodowała również u dwóch kolejnych osób (na szczęście niegroźne) odmrożenia, które jednak zmusiły je do szybkiego odwrotu. Niektórych adrenalina niosła jak na skrzydłach, pozwalając również na dłuższe robienie zdjęć bez rękawiczek. Tego samego dnia grupa musiała zejść 1300 metrów niżej na nocleg- to był najtrudniejszy dzień całego trekkingu.
Przez cały czas wędrówki himalaistom towarzyszył Ojciec Pio- patron pszczyńskiego hospicjum. To właśnie dla hospicjum dedykowana była wędrówka i zdobycie szczytów, a także punktów.
Kolejne dni upływały na powrocie do Lukli. Przejścia przez wiszące nad ogromnymi przepaściami mosty, którymi wędrowały również transportujące towary jaki były nie lada przeżyciem dla każdego uczestnika grupy. Zwłaszcza, że zwierzęta zawsze w górach mają pierwszeństwo- na szlaku trzeba koniecznie je przepuścić a na moście zawrócić, gdyż turysta z jakiem się nie minie i można zderzyć się z rzeczywistością w postaci rogu, który rozrywa spodnie i koszulkę- tak było w przypadku jednej z uczestniczek wyprawy. Na szczęście skończyło się tylko na zniszczonych ubraniach.
Lot powrotny z Lukli do Katmandu również przyprawiał o dreszczyk, gdyż start z bardzo krótkiego, zakończonego przepaścią pasa startowego nie należy do przyjemnych.
Tego samego dnia w Katmandu grupa uczestniczyła w uroczystej, pożegnalnej kolacji, która zbiegła się z nepalskim świętem Tihar. Kolorowo wystrojone ulice, rozświetlone lampkami, przypominały nasze Boże Narodzenie. Tradycyjne nepalskie potrawy i trunki podawane w azjatycki sposób rozkoszowały podniebienia himalaistów.
Następnego dnia udało się jeszcze zorganizować wycieczkę krajoznawczą, której celem było zwiedzenie świątyń nepalskich (umiejscowionych jako świątynie hinduistyczne i buddyjskie w Dolinie Katmandu – na liście światowego dziedzictwa UNESCO) i poznanie niektórych tradycji i kultury tego kraju. Ogromnym szokiem dla wszystkich był rytualny pogrzeb- w tym mycie i palenie zwłok…
Pożegnanie z Himalajami, Azją, Nepalem i Katmandu nie było łatwe. Jedynie kolejne plany i marzenia związane z tą częścią świata pozwoliły na otarcie łez i powrót do rzeczywistości.
Organizatorzy całego przedsięwzięcia dziękują wszystkim sponsorom, z pomocą których młodzi ludzie mogli pojechać w niezwykłą podróż. To dzięki nim zrealizowali oni marzenie związane ze swoją pasją i sposobem na życie. DZIĘKUJEMY!!!
Podziękowania również dla gminy Pszczyna za dofinansowanie do biletów lotniczych zakupionych dla uczniów i studentów i ich opiekuna.
W przyszłorocznych planach Wichurzanie mają wyjazd i zdobycie Kilimandżaro- najwyższego szczytu Afryki. Istnieje bardzo realna szansa na zrealizowanie tego marzenia:)
A w ostatnią niedzielę listopada wybierają się w Beskid Śląski na Czantorię, tak by wrócić w pełni do rzeczywistości.
Więcej informacji na temat działalności klubu: www.wichura-pszczyna.pl
Z turystycznym pozdrowieniem
Joanna Rozmus-Cader