Polecamy zdjęcia w galerii:)
Grintovec- najwyższy szczyt Alp Kamnicko- Sawińskich, Brezje- słoweńskie Sanktuarium Maryjne, Aljażev Dom pod Triglavem, wodospad Pericznik, Planica, Dolomity i Marmolada- ich najwyższy masyw, lodowce, Grossglockner Hochalpenstrasse, kozły alpejskie, świstaki, alpejski Gerlach- 2655m., Słowenia, Włochy, Austria, wrażeń, śmiechu i emocji ponad miarę- a to wszystko w 4 dni z WICHURĄ w Alpach!!!
„Lekko nie było, ale to są Alpy!!! A wrażeń mamy jakbyśmy byli tam miesiąc, a nie 4 dni”- tak oceniają młodzi turyści z Wichury alpejskie przygody. Wyjechali w czwartek 13 sierpnia bardzo wcześnie rano, by około południa stanąć już na szlaku prowadzącym do Cojzovej Kocy na Kokrskim Sedlu w Alpach Kamnicko- Sawińskich. Po pokonaniu 900 m. przewyższenia, w upale dotarli po 3 godzinach do schroniska. Po naładowaniu akumulatorów zdecydowali się zdobyć szczyt jeszcze tego samego dnia. Pozostało im 800 metrów deniwelacji, które nie stanowiły większego problemu. Widoki ze szczytu przy zachodzącym słońcu wynagrodziły wszystkie trudy. Białe granie i turnie tych pięknych gór wyglądały wspaniale w pomarańczowej poświacie. Zdjęcia i filmiki go pro, trochę słodkości i nadeszła pora na powrót do schroniska. Po godzinie trzeba było założyć czołówki, by bezpiecznie pokonać resztę drogi. Jak się później okazało goście schroniska kibicowali dzielnym Wichurzanom prawie przez całą drogę, gdyż dzięki latarkom byli doskonale widoczni z Cojzovej Koczy. 1700 metrów przewyższenia dało o sobie znać, lecz ciepły posiłek i herbata postawiły na nogi wszystkich. Sen we wspaniale położonym schronisku na Kokrskiej Przełęczy dodatkowo zregenerował siły wędrowców.
Wczesnym rankiem trzeba było zejść 900 metrów w dół doliny, by po 3 godzinach wyruszyć w kierunku Brezje- Sanktuarium Maryjnego Słoweńców, które jest dla nich tym, czym dla Polaków Jasna Góra. We wnętrzu sanktuarium znajduje się słynący łaskami obraz Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych (Marija Pomagaj), którego kopię można znaleźć w niemal każdym słoweńskim kościele.
Dalej ruszyli w kierunku Alp Julijskich, w których pierwszym przystankiem był Aljażev Dom- schronisko leżące u stóp Triglava. Wspaniały widok na północną ścianę Triglava był najlepszym tłem do fotek. Wichurzanom zaczęło się marzyć zdobycie najwyższego szczytu Słowenii. Ich zapały ostudził (dosłownie) wodospad Perićnik, za którego ścianę wody wszyscy weszli. Następny przystanek to Kranjska Gora- która jest uznanym i najstarszym ośrodkiem narciarskim Słowenii. Odbywają się tam zawody pucharu świata w narciarstwie alpejskim mężczyzn. No i Planica, a w niej kompleks skoczni narciarskich znanych na całym świecie. Wichurzanie mogli pooglądać trening młodych skoczków słoweńskich, którzy trenowali na igielicie.
Tego samego dnia dojechali młodzi turyści do Włoch w Dolomity, by rozbić namioty u stóp Marmolady w kurorcie Malga Ciapela. Na szczęście burze przeszły nad polem namiotowym dopiero nocą, a ranek przywitał wszystkich wspaniałym słońcem. Trzyetapowy wyjazd kolejką w masyw Marmolady, zrobił nie lada wrażenie na wszystkich. Wyczekiwanie na szczycie na okno pogodowe by zrobić zdjęcia, było wspaniałym przeżyciem. Jednakże temperatura oscylująca w okolicach zera stopni, nie dopingowała Wichurzan. Samo przybywanie na wysokości 3265m. było bardzo ekscytujące, zwłaszcza, że dla większości był to rekord wysokości:). Powrót kolejką do Malgi i przejazd przez niesamowite przełęcze Dolomitów to kolejne atrakcje tego dnia. Wieczorem dotarli na Wyżynę Franiszka Józefa pod samym Grossglocknerem, gdzie spędzili ostatnią noc swojej przygody. Zanim jednak rozłożyli namioty, wybrali się na spacer do lodowca Pasterze- największego w Alpach Wschodnich. Po drodze czekała ich wspaniała niespodzianka- 28 kozłów alpejskich pasących się w pobliżu szlaku. Dojście do lodowca zajęło im ponad godzinę, gdyż musieli pokonać 300 m. deniwelacji. Nocleg na wyżynie był dla niektórych Wichurzan najwspanialszym wspomnieniem z wyjazdu, zwłaszcza że nad ranem termometry wskazywały zaledwie 6 stopni Celsjusza:) Poranny deszcz nie zachęcał do wędrówki alpejskimi szlakami. Ale udało się- po 2 godzinach wyszło słońce i ruszyli na szlak w przepięknej aurze. Doszli na Alpejski Gerlach, gdyż jak się okazało szczyt, który zdobyli miał taką samą wysokość jak najwyższy naszych Tatr. Zimny wiatr nie pozwolił na dłuższy odpoczynek, jednakże zdjęcia z pięknymi cumulusami w tle wyszły rewelacyjnie.
Pozostał już tylko przejazd przez resztę alpejskiej drogi i powrót do domu…
Taka ilość wrażeń i emocji pozostanie we wszystkich na bardzo długo. Do tego mnóstwo lekcji topografii terenu, bezpiecznego wędrowania w górach wysokich, samodzielności i zaradności stawiają wyjazd na bardzo wysokim poziomie. Szkoda, że znowu rok trzeba czekać na kolejne Alpy, na które już jawią się plany:) A za 3 lata… HIMALAJE! Z Krzysiem Wielickim:) Ale te góry muszą na nas jeszcze trochę poczekać… A tymczasem dziękujemy z całego serca tym, dzięki którym mogliśmy znowu zobaczyć Alpy. Panie Marku chylimy czoła!!!
W ostatnią niedzielę sierpnia zapraszamy w Małą Fatrę na Kłaka:)
Z turystycznym pozdrowieniem
Joanna Rozmus-Cader